czwartek, 20 września 2012

Dzieci Niczyje...




       Otrzymaliśmy przejmujący list od jednego z naszych Czytelników. List odzwierciedla to, co nas ostatnio poruszyło najbardziej w naszym małym mieście - tragedię piątki dzieci w jednej z rodzin zastępczych w Pucku. Odzwierciedla zapewne też odczucia i uczucia większości z nas, Mieszkańców Pucka i Okolic. Nie ma wątpliwości, że to co się stało wykracza poza jakiekolwiek normy przyzwoitości. 



       Sprawa jest delikatna, bo ucierpieli ci, którzy, wg powiedzenia, jak ryby głosu mieć nie mogą - Dzieci. Małe, zależne od dorosłych, po przejściu straty rodziców, wystawione na kolejne przejście, katorgi i utraty dwojga rodzeństwa... Cała Redakcja przyłącza się do współczucia dzieciom, które przeżyły tragedię oraz do społecznego potępienia dla sprawców... Dlatego właśnie zdecydowaliśmy się opublikować ten list.


"SZOK. To jedno słowo oddaje to, co przyżywamy my - Pucczanie w ostatnich dniach. To słowo najczęściej pada z ust mieszkańców naszego miasta, gdy pada pytanie o tragedię jak rozegrała się w puckiej rodzinie zastępczej. Stan szoku długo nie minie, będzie jak zadra w sercu, która choć już nie boli cały czas, boleśnie, co jakiś czas, daje o sobie znać.

Dowiedziałem się o tragedii z radia. Kiedy padła informacja, że stało się to w puckiej rodzinie zastępczej, przypuszczałem, że i tak tych ludzi nie znam, pewnie jacyś nowoprzyjezdni, nie rzucający się w oczy. Tyle nowych twarzy w Pucku w ostatnich latach sie pojawiło, że przy moim trybie pracy, gdy do domu przyjeżdżam właściwie tylko na noc, prawdopodobne było, że ich nie znam. Myliłem się, znam tych ludzi. Mijałem ich często na ulicy. Pamiętam ich za młodu. Jego jako ministranta, ją udzielającą się kółku przykościelnym. Pamiętam jego jako kierowcę różnych samochodów, ją jako młodą matkę z wózkiem. Mówiliśmy sobie ”dzień dobry”...

I to boli najbardziej.

Bo oto okazuje się, że mijałem na ulicy POTWORY. Witałem się, niemal po sąsiedzku, z katami niewinnych dzieci. Grzecznościowo uśmiechałem się do psychopatów, którzy myśląc o łatwym zarobku, przygarnęli do swojego domowego piekła pięcioro smutnych dzieci. Maleństwa skrzywdzone przez życie, z resztkami ufności i nadziei przekraczające próg nowego rodzinnego domu, który okazał się później być dla nich domem tortur, piekłem na ziemi.

Przez pierwsze chwile, gdy oglądałem telewizyjne relacje spod puckiej prokuratury i widziałem wyprowadzanych w kajdankach Anię i Wiesława myślałem: ”ja pierd..e, ale sobie życie spieprzyli”. Było mi ich na swój sposób żal, bo przecież oni byli w moim mniemaniu normalni. Ale po krótkim czasie dotarł do mnie ogrom ich zbrodni. Tych dwoje ludzi, jakkolwiek są oni chorzy lub nie, dopuścili się potwornej zbrodni ma małych dzieciach. Tych dwoje ludzi zasługuje na społeczne wyklęcie, alienację, pogardę i w końcu karę!

Lecz zaraz potem, kolejne myśli: ”jak do tego w ogóle mogło dojść? Kto do tego dopuścił? Czy oni spełniali jakiekolwiek kryteria, umożliwiające przekazanie im na długie lata pięcioro dzieci, podczas gdy sami już mieli dwoje własnych? Jak mogły umknąć prokuraturze, lekarzom, psychologom, urzędnikom po śmierci pierwszego dziecka znaki, że te dzieci były katowane? Czy to jest w ogóle możliwe?”.

W normalnych warunkach nie jest to możliwe.

Nie jest możliwe, żeby dwóch psychologów nie było w stanie rozpoznać śladów przemocy fizycznej i psychicznej u dzieci, z którymi rzekomo pracowali przez długie tygodnie. Ci psycholodzy za takie niedopatrzenie powinni być pozbawieni praw wykonywania zawodu do końca życia. Ci psychologowie powinni odpowiedzieć za swoją zawodową ignorację przed sądem. Ich zasranym obowiązkiem było udzielenie pomocy tym dzieciom. Ale oni odstawili jedną wielką lekarską fuszerkę, traktując te dzieci intrumentalnie, jako dzieci gorsze, którym z urzędu należy się życiowy garb. Pomagali tym dzieciom w oparciu o swoją poprzednio mylnie postawioną diagnozę. To tak, jakby chirurg wyciął komuś nerkę, a powinien był wyrostek.

Niemożliwe jest także, żeby normalnie działająca prokuratura nie dopatrzyła się przestępstwa i nie wszczęła dochodzenia, kiedy po pięciu miesiącach pobytu w nowym domu ginie tragicznie 3-letni Kacperek, a sekcja pośmiertna wykazuje liczne wewnętrzne obrażenia! Cała pucka prokuratura jest odpowiedzialna za śmierć drugiego dziecka, bo ich zaniechanie umożliwiło tym psychopatom uśmiercenie pięcioletniej Kaudii.

I wreszcie urzędnicy z Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Pucku. Wszyscy urzędnicy związani z przekazaniem tych pięciorga rodzeństwa psychopatycznym rodzicom zastępczym powinny WYLECIEĆ NA ZBITY PYSK! Jak można było oddać w ręce niedoświadczonych rodziców zastępczych na odrazu pięcioro dzieci?! Dyrektor PCPR Beata Kryszka mówi, że akurat oni byli jako jedyni wolni. A czy te dzieci to były psy, które można ot tak sobie komuś dać? Nawet jeśli przeszli ci rodzice przeszkolenie i na papierze byli gotowi na przyjęcie dzieci, to czyż szczytem debilizmu nie było przekazanie im całej gromadki? A czy gdy byłaby potrzeba znalezienia zastępczej rodziny dla dziesięciorga rodzeństwa, to też by im jako jedynym wolnym dano je pod opiekę? Czy może w chorych głowach urzędniczych jest jakiś specjalny system rachowania, że pięcioro dzieci dać można, a sześcioro już nie?

Dlaczego tym zidiociałym urzędasom nie zapaliła się czerwona lampka po śmierci Kacperka? Zdaje się, że naturalnym postępowaniem byłoby, gdyby po tamtej tragicznej śmierci zabrano resztę rodzeństwa od tych katów. Nawet jeśli oficjalną wersją potwierdzoną przez idiotów z prokuratury były źle zabezpieczone schody. ”Szanowni Państwo, swoim zaniedbaniem dopuściliście do strasznej śmierci trzyletniego dziecka, jesteście nieodpowiedzialni, pozostałe czworo dzieci zostaną wam odebrane”- tak przynajmniej powinni zrobić. Byłoby to abosolutnie potrzebne minimum formalne w owej sytuacji. Ale nawet tego te urzędnicze karykatury nie potrafiły zrobić. Bo do tego była potrzebna odrobina dobrej woli, a jej widocznie brakuje skostniałym biurokratom. Traktują dzieci przedmiotowo.

Byle para idiotów może przejść kursy na rodzinę zastępczą i na długie lata dostać pod opiekę zabrane od naturalnych rodziców dzieci. Przecież takie dzieci potrzebują właśnie kogoś szczególnie przygotowanego do bycia nowym rodzicem. Kogoś, kto wykaże się cierpliwością, wyrozumiałością i będzie potrafił stworzyć dla tych skrzywdzonych przez los dzieci domowe ognisko. Dzieci oddawane do adopcji, często nie mają w sobie już tylu ciepłych uczuć i zwykłych dziecięcych odruchów co ich rówieśnicy łaskawiej obdarzeni przez los.
Potencjalni zastępczy rodzice powinni przy wyborze adopcji kierować się przede wszystkim chęcią pomocy takim niewinnym istotom, a nie chęcią zysku. A tym kierowali niestety się Anna i Wiesław. 

Czy wywiad środowiskowy PCPR w Pucku nie wiedział, że ich sytuacja materialna nie jest dość stabilna? Wszak jest to jeden z warunków otrzymania statusu rodzica zastępczego. To gdzie i z kim oni ten wywiad przeprowadzali. Z koleżankami i kolegami Anny i Wiesława? Przecież to jest karygodne!

Ktoś się spyta, a czy nie jest przesadą szukać na siłę innych winnych? Są sprawcy w areszcie, czekają na sąd, wyciszmy sprawę. NIE, NIE, NIE! Trzeba pociągnąć do odpowiedzialności wszystkich, którzy cokolwiek wiedzieli na ten temat, albo nawet nie wiedzieli, a wiedzieć powinni. To nie jest żądza zemsty, to nie jest publiczny lincz. Stała się tragedia ogromna i trzeba zrobić WSZYSTKO, żeby nigdy coś takiego się nie wydarzyło.

Zatem gdzie była rodzina Anny i Wiesława, kiedy oni katowali te dzieci? Czy nikt z nich nie wiedział, że oni się nad nimi znęcają psychicznie i fizycznie? Czy koledzy i koleżanki tych dwojga też nic nie wiedzieli? A ta Anny oazowa przykościelna rodzina, to też ślepa jest na dziecięcą krzywdę ? Te pytania rodzą jedno zasadnicze pytanie: czy znieczulica społeczna jest tak wielka, czy może znęcanie się nad dziećmi jest normą w zwykłych katolickich, polskich rodzinach?

Jeszcze wczoraj się zastanawiałem co będzie z Anną i Wiesławem. Myślałem, że pewnie są na skraju wyczerpania psychicznego. Że trafią do więzienia, miejsca samym w sobie okrutnego, ale stokroć bardziej okrutnego dla zbrodniarzy wobec dzieci. Dziś już nie myślę o nich. Ich los obchodzi mnie tyle, że oczekuję dla nich maksymalnie wysokich wyroków sądowych. Reszta jest mi całkowicie obojętna.

Ale dziś myślę o dzieciach. O pozostałej trójce rodzeństwa, które patrzało jak ich braciszek Kacperek i siostra Klaudia umierali na ich oczach katowani przez zwyrodnialców. Przez zwyrodnialców, którzy przecież mieli być dla nich oparciem przez całe dzieciństwo. Swojego rodzaju rekompensatą za utraconych naturalnych rodziców. Mieli być tymi, którzy ostatnie iskierki nadziei i zaufania wzniecą w tych dzieciach na nowo.
Przyszli niespełna 9 miesięcy temu do nowego domu. Szczęsliwie razem, całą piątką. Pewnie instynktownie, jak to dzieci po trudnych przejściach, wspierali się nawzajem. Byli pewnie ze sobą bardzo zżyci. Dlatego jeszcze bardziej bolało jak psychopata Wiesław i psychopatka Anna znęcali się nad braciszkiem czy siostrzyczką. Nie mieli komu się wyżalić, wypłakać. Nie mieli babci ani cioci, w których ramionach choć na chwilę mogli się schronić, niekoniecznie cokolwiek mówiąc. Jakaż groza musiała na nich spaść po śmierci Kacperka. W jakim olbrzymim lęku musieli tam żyć!

Mieli świadomość, że w każdej chwili niezależnej od nich może któreś z nic spotkać to samo. Jakiś okruch nadziei odżył być może jak przychodził pan\pani psycholog. Ale ten pan\pani nic nie rozumieli. Oni ich nie rozumieli. Mówili do nich innym językiem. Nie widzieli, że te dzieci wewnątrz krzyczą: zabierzcie nas stąd! Potem znowu zostali zdani tylko na siebie. Horror trwał. 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, bo przecież nowy tata i nowa mama nie wychodzili do pracy. Byli cały czas w domu podtrzymując wciąż atmosferę grozy. I wciąż krzyki, bicie, maltretowanie... Za nic. Za to, że się bawiły, śmiały się, czasem rozrabiały, po prostu były. Za to właśnie została zabita Klaudia. Przez swoją nową mamę...

A teraz jest w tych dzieciach olbrzymia pustka. Nie ma Kacperka, Klaudii, nie ma już Ich Pięcioro. Wszyscy ich bardzo nie lubią. Tak ich nie lubią, że mocno biją, nawet na śmierć. Nie mają prawa się bawić, śmiać, jeść jak chcą, pluskać się w wannie. Nie mają swojego domu, swoich łóżeczek, nie mają nawet już siebie.... "


Przypominamy, że dzieci zostały odebrane biologicznym rodzicom mieszkającym w Odargowie, w uwagi na ciężką sytuację materialną i pobyt ojca w zakładzie karnym.

Wasze uwagi, komentarze oraz listy w znaczący sposób tworzą ten Blog - tak więc zapraszamy do pisania.

8 komentarzy:

  1. straszne...ich biologiczne dziecko chodziło z moim do jednej klasy,teraz już nie chodzi...masakra tak blisko...

    OdpowiedzUsuń
  2. chore!! Mam nadzieje ze oboje zgnija w wiezieniu! Ja mieszkam za granica i w Pucku bywam rzadko, wiec gdy uslyszalam o tym w telewizji to bylam w szoku, ze takie tragedie zdarzaja sie tak blisko nas... Znieczulica ludzi jest karygodna bo nie wierze ze nigdy nikt nie slyszal ani nie widzial co przezywaja te biedne dzieci... Nie ma odpowiedniej kary na cos takiego, bo dozywocie to zdecydowanie za malo!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. ten list oddaje wszystko o czym myślę, dodać mogę tylko że też miałam synka Kacperka który miałby 3 latka, więć jak pomyślę... :(

    OdpowiedzUsuń
  4. List napisany tak,jak ja czuję tą całą sytuacje.Życia tym dzieciom sie nie zwróci,ale proszę,aby pospadały stołki tam gdzie powinny spaść.Nie bądżmy obojetni na krzywde ludzką!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zabrakło w tym smutnym liście chociażby wzmianki o biologicznych dzieciach.Znalazły się przecież w bardzo podobnej albo i jeszcze gorszej sytuacji. Będą musiały żyć z piętnem do końca życia, tułając się po kolejnych rodzinach zastępczych.Szkoda,że rodzice o tym nie myśleli.

    OdpowiedzUsuń
  6. Brakuje choćby wzmianki o dzieciach biologicznych. One będą żyły z piętnem do końca życia. Może też trafią do rodziny zastępczej... List poruszający, sprawił że się popłakałam. Znam tę rodzinę, znam matkę, pamiętam ją ze szkoły. W sercu czuję ogromny żal, żal WSZYSTKICH dzieci, tych biologicznych również.
    Tak jak pisze autor tego listu- musiały żyć w ogromnym strachu, i to jest najbardziej przerażające...
    L.

    OdpowiedzUsuń
  7. List bardzo wymowny, ale kilka spraw jest niestety nieścisłych. Ja rozumiem język emocjonalny, ale Anna Cz. nie była - jak to się ją tu opisuje "nową mamą". Fundamentem rodzin zastępczych jest jasny układ, że opiekunowie są rodzicami (najczęściej są "ciocią", "wujkiem"). Tak samo horror tych dzieci nie trwał 24/7, jak to pisze autor. Horror trwał gdy zwyrodnialcy mieli kiepski humor, czyli (uwzględniając późniejsze życie w strachu) wydaje się że wystarczająco długo . Ale zostawmy te detale.
    Kilka faktów. Wbrew temu co się początkowo mówiło, nie było żadnego wywiadu środowiskowego. Znam jednych z sąsiadów Cz. i wiem, że nikt nigdy o nic ich nie pytał. Wbrew temu co się mówiło, były zgłoszenia na straż miejską i policję. Może nie dotyczyły bezpośrednio aktów pobicia, ale powinny dać do myślenia. Nie dały. Było całe mnóstwo symptomów, które wprost ordynarnie zlekceważono. Autor listu ma rację, że domaga się ukarania szerokiego grona osób, ale ja się obawiam, że im szersze grono tym łatwiej rozmywa się ono. Obawiałem się, że skończy się tylko na szefowej PCRP, ale wydaje się że jednak nie.
    Kto jest do odstrzału?
    1. szefowa PCRP - bezwzględnie powinny być zarzuty prokuratorskie,
    2. pracownicy Zespołu ds. Pieczy Zastępczej (kierowniczka + 3, w tym psycholog) chyba, ze dowiodą, że akurat w tej sprawie nie podejmowali działań, co będzie trudne z uwagi na liczbę rodzin zastępczych jaką mieli pod opieką.
    3. asesor i odpowiedzialny prokurator (w TV już zapowiedzieli postępowanie dyscyplinarne, ale to chyba mało)
    4. ci pracownicy szkoły, którzy nie zgłosili pobicia najstarszej córki Cz. na policję (wychowawczyni lub dyrektor?) - tłumaczenie, że prawnie nie musieli nijak ma się do odpowiedzialności moralnej - nie są od dawania szansy rodzicom , w sytuacji gdy dziecko ma ślady pobicia na twarzy.
    5. a na koniec starosta powinien podać się do dymisji za brak nadzoru nad podległymi jednostkami organizacyjnymi. Oczywiście realnie nie da się trzymać wszystkiego pod lupą, ale trzeba chociaż próbować. Jeżeli udowodni, że zrobił wszystko co mógł to niech zostanie. Jeżeli nie to honor nakazywałby ustąpić. Pewnie tak się nie stanie, bo reprezentuje rządzącą partię, ale po tym poznaje się kaliber człowieka, jak potrafi zachować się w takiej sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciekawym jest ile osób bezpośrednio zamieszanych w tą historię rzeczywiście zostanie ukaranych... Mowa oczywiście o pracownikach decyzyjnych PCPR, którzy wydali decyzję o przyznaniu tej rodzinie pięciorga dzieci. Czy nie lepszym rozwiązaniem dla dzieci i biologicznej matki byłoby wspomaganie jej podobną kwotą, jaką wspomagano rodzinę zastępczą Cz., i tym samym utrzymanie dzieci przy naturalnym rodzicu ? Absurd goni absurd, a tragedię przeżywają, lub nie..., ci którzy jak ryby, w tej kwestii głosu nie mają... Jak ma się to do wartości chrześcijańskich i kultu podstawowej komórki społecznej ? Te pytania są i będą nas wszystkich zastanawiały...

    OdpowiedzUsuń