Otrzymaliśmy przejmujący list od jednego z naszych Czytelników. List odzwierciedla to, co nas ostatnio poruszyło najbardziej w naszym małym mieście - tragedię piątki dzieci w jednej z rodzin zastępczych w Pucku. Odzwierciedla zapewne też odczucia i uczucia większości z nas, Mieszkańców Pucka i Okolic. Nie ma wątpliwości, że to co się stało wykracza poza jakiekolwiek normy przyzwoitości.
Sprawa jest delikatna, bo ucierpieli ci, którzy, wg powiedzenia, jak ryby głosu mieć nie mogą - Dzieci. Małe, zależne od dorosłych, po przejściu straty rodziców, wystawione na kolejne przejście, katorgi i utraty dwojga rodzeństwa... Cała Redakcja przyłącza się do współczucia dzieciom, które przeżyły tragedię oraz do społecznego potępienia dla sprawców... Dlatego właśnie zdecydowaliśmy się opublikować ten list.
"SZOK. To jedno słowo
oddaje to, co przyżywamy my - Pucczanie w ostatnich dniach. To słowo
najczęściej pada z ust mieszkańców naszego miasta, gdy pada
pytanie o tragedię jak rozegrała się w puckiej rodzinie
zastępczej. Stan szoku długo nie minie, będzie jak zadra w sercu,
która choć już nie boli cały czas, boleśnie, co jakiś czas,
daje o sobie znać.
Dowiedziałem się o
tragedii z radia. Kiedy padła informacja, że stało się to w
puckiej rodzinie zastępczej, przypuszczałem, że i tak tych ludzi
nie znam, pewnie jacyś nowoprzyjezdni, nie rzucający się w oczy.
Tyle nowych twarzy w Pucku w ostatnich latach sie pojawiło, że przy moim trybie pracy, gdy do domu przyjeżdżam właściwie tylko na
noc, prawdopodobne było, że ich nie znam. Myliłem się, znam tych
ludzi. Mijałem ich często na ulicy. Pamiętam ich za młodu. Jego
jako ministranta, ją udzielającą się kółku przykościelnym.
Pamiętam jego jako kierowcę różnych samochodów, ją jako młodą
matkę z wózkiem. Mówiliśmy sobie ”dzień dobry”...
I to boli najbardziej.
Bo oto okazuje się, że
mijałem na ulicy POTWORY. Witałem się, niemal po sąsiedzku, z
katami niewinnych dzieci. Grzecznościowo uśmiechałem się do
psychopatów, którzy myśląc o łatwym zarobku, przygarnęli do
swojego domowego piekła pięcioro smutnych dzieci. Maleństwa
skrzywdzone przez życie, z resztkami ufności i nadziei
przekraczające próg nowego rodzinnego domu, który okazał się
później być dla nich domem tortur, piekłem na ziemi.
Przez pierwsze chwile, gdy
oglądałem telewizyjne relacje spod puckiej prokuratury i widziałem
wyprowadzanych w kajdankach Anię i Wiesława myślałem: ”ja
pierd..e, ale sobie życie spieprzyli”. Było mi ich na swój
sposób żal, bo przecież oni byli w moim mniemaniu normalni. Ale po
krótkim czasie dotarł do mnie ogrom ich zbrodni. Tych dwoje ludzi,
jakkolwiek są oni chorzy lub nie, dopuścili się potwornej zbrodni
ma małych dzieciach. Tych dwoje ludzi zasługuje na społeczne
wyklęcie, alienację, pogardę i w końcu karę!
Lecz zaraz potem, kolejne
myśli: ”jak do tego w ogóle mogło dojść? Kto do tego dopuścił?
Czy oni spełniali jakiekolwiek kryteria, umożliwiające przekazanie
im na długie lata pięcioro dzieci, podczas gdy sami już mieli
dwoje własnych? Jak mogły umknąć prokuraturze, lekarzom,
psychologom, urzędnikom po śmierci pierwszego dziecka znaki, że
te dzieci były katowane? Czy to jest w ogóle możliwe?”.
W normalnych warunkach nie
jest to możliwe.
Nie jest możliwe, żeby
dwóch psychologów nie było w stanie rozpoznać śladów przemocy
fizycznej i psychicznej u dzieci, z którymi rzekomo pracowali przez
długie tygodnie. Ci psycholodzy za takie niedopatrzenie powinni być
pozbawieni praw wykonywania zawodu do końca życia. Ci psychologowie
powinni odpowiedzieć za swoją zawodową ignorację przed sądem.
Ich zasranym obowiązkiem było udzielenie pomocy tym dzieciom. Ale
oni odstawili jedną wielką lekarską fuszerkę, traktując te
dzieci intrumentalnie, jako dzieci gorsze, którym z urzędu należy
się życiowy garb. Pomagali tym dzieciom w oparciu o swoją
poprzednio mylnie postawioną diagnozę. To tak, jakby chirurg wyciął
komuś nerkę, a powinien był wyrostek.
Niemożliwe jest także,
żeby normalnie działająca prokuratura nie dopatrzyła się
przestępstwa i nie wszczęła dochodzenia, kiedy po pięciu
miesiącach pobytu w nowym domu ginie tragicznie 3-letni Kacperek, a
sekcja pośmiertna wykazuje liczne wewnętrzne obrażenia! Cała
pucka prokuratura jest odpowiedzialna za śmierć drugiego dziecka,
bo ich zaniechanie umożliwiło tym psychopatom uśmiercenie
pięcioletniej Kaudii.
I wreszcie urzędnicy z
Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Pucku. Wszyscy urzędnicy
związani z przekazaniem tych pięciorga rodzeństwa psychopatycznym
rodzicom zastępczym powinny WYLECIEĆ NA ZBITY PYSK! Jak można było
oddać w ręce niedoświadczonych rodziców zastępczych na odrazu
pięcioro dzieci?! Dyrektor PCPR Beata Kryszka mówi, że akurat
oni byli jako jedyni wolni. A czy te dzieci to były psy, które
można ot tak sobie komuś dać? Nawet jeśli przeszli ci rodzice
przeszkolenie i na papierze byli gotowi na przyjęcie dzieci, to czyż
szczytem debilizmu nie było przekazanie im całej gromadki? A czy
gdy byłaby potrzeba znalezienia zastępczej rodziny dla
dziesięciorga rodzeństwa, to też by im jako jedynym wolnym dano je
pod opiekę? Czy może w chorych głowach urzędniczych jest jakiś
specjalny system rachowania, że pięcioro dzieci dać można, a
sześcioro już nie?
Dlaczego tym zidiociałym urzędasom nie
zapaliła się czerwona lampka po śmierci Kacperka? Zdaje się, że
naturalnym postępowaniem byłoby, gdyby po tamtej tragicznej
śmierci zabrano resztę rodzeństwa od tych katów. Nawet jeśli
oficjalną wersją potwierdzoną przez idiotów z prokuratury były
źle zabezpieczone schody. ”Szanowni Państwo, swoim zaniedbaniem
dopuściliście do strasznej śmierci trzyletniego dziecka, jesteście
nieodpowiedzialni, pozostałe czworo dzieci zostaną wam odebrane”-
tak przynajmniej powinni zrobić. Byłoby to abosolutnie potrzebne
minimum formalne w owej sytuacji. Ale nawet tego te urzędnicze
karykatury nie potrafiły zrobić. Bo do tego była potrzebna
odrobina dobrej woli, a jej widocznie brakuje skostniałym
biurokratom. Traktują dzieci przedmiotowo.
Byle para idiotów może
przejść kursy na rodzinę zastępczą i na długie lata dostać pod
opiekę zabrane od naturalnych rodziców dzieci. Przecież takie
dzieci potrzebują właśnie kogoś szczególnie przygotowanego do
bycia nowym rodzicem. Kogoś, kto wykaże się cierpliwością,
wyrozumiałością i będzie potrafił stworzyć dla tych
skrzywdzonych przez los dzieci domowe ognisko. Dzieci oddawane do
adopcji, często nie mają w sobie już tylu ciepłych uczuć i
zwykłych dziecięcych odruchów co ich rówieśnicy łaskawiej
obdarzeni przez los.
Potencjalni zastępczy rodzice powinni przy
wyborze adopcji kierować się przede wszystkim chęcią pomocy takim
niewinnym istotom, a nie chęcią zysku. A tym kierowali niestety
się Anna i Wiesław.
Czy wywiad środowiskowy PCPR w Pucku nie
wiedział, że ich sytuacja materialna nie jest dość stabilna?
Wszak jest to jeden z warunków otrzymania statusu rodzica
zastępczego. To gdzie i z kim oni ten wywiad przeprowadzali. Z
koleżankami i kolegami Anny i Wiesława? Przecież to jest
karygodne!
Ktoś się spyta, a czy
nie jest przesadą szukać na siłę innych winnych? Są sprawcy w
areszcie, czekają na sąd, wyciszmy sprawę. NIE, NIE, NIE! Trzeba
pociągnąć do odpowiedzialności wszystkich, którzy cokolwiek
wiedzieli na ten temat, albo nawet nie wiedzieli, a wiedzieć
powinni. To nie jest żądza zemsty, to nie jest publiczny lincz.
Stała się tragedia ogromna i trzeba zrobić WSZYSTKO, żeby nigdy
coś takiego się nie wydarzyło.
Zatem gdzie była rodzina
Anny i Wiesława, kiedy oni katowali te dzieci? Czy nikt z nich nie
wiedział, że oni się nad nimi znęcają psychicznie i fizycznie?
Czy koledzy i koleżanki tych dwojga też nic nie wiedzieli? A ta
Anny oazowa przykościelna rodzina, to też ślepa jest na dziecięcą
krzywdę ? Te pytania rodzą jedno zasadnicze pytanie: czy
znieczulica społeczna jest tak wielka, czy może znęcanie się nad
dziećmi jest normą w zwykłych katolickich, polskich rodzinach?
Jeszcze wczoraj się
zastanawiałem co będzie z Anną i Wiesławem. Myślałem, że
pewnie są na skraju wyczerpania psychicznego. Że trafią do
więzienia, miejsca samym w sobie okrutnego, ale stokroć bardziej
okrutnego dla zbrodniarzy wobec dzieci. Dziś już nie myślę o
nich. Ich los obchodzi mnie tyle, że oczekuję dla nich maksymalnie
wysokich wyroków sądowych. Reszta jest mi całkowicie obojętna.
Ale dziś myślę o
dzieciach. O pozostałej trójce rodzeństwa, które patrzało jak
ich braciszek Kacperek i siostra Klaudia umierali na ich oczach
katowani przez zwyrodnialców. Przez zwyrodnialców, którzy przecież
mieli być dla nich oparciem przez całe dzieciństwo. Swojego
rodzaju rekompensatą za utraconych naturalnych rodziców. Mieli być
tymi, którzy ostatnie iskierki nadziei i zaufania wzniecą w tych
dzieciach na nowo.
Przyszli niespełna 9 miesięcy temu do nowego
domu. Szczęsliwie razem, całą piątką. Pewnie instynktownie, jak
to dzieci po trudnych przejściach, wspierali się nawzajem. Byli
pewnie ze sobą bardzo zżyci. Dlatego jeszcze bardziej bolało jak
psychopata Wiesław i psychopatka Anna znęcali się nad braciszkiem
czy siostrzyczką. Nie mieli komu się wyżalić, wypłakać. Nie
mieli babci ani cioci, w których ramionach choć na chwilę mogli
się schronić, niekoniecznie cokolwiek mówiąc. Jakaż groza
musiała na nich spaść po śmierci Kacperka. W jakim olbrzymim lęku
musieli tam żyć!
Mieli świadomość, że w każdej chwili
niezależnej od nich może któreś z nic spotkać to samo. Jakiś
okruch nadziei odżył być może jak przychodził pan\pani
psycholog. Ale ten pan\pani nic nie rozumieli. Oni ich nie rozumieli.
Mówili do nich innym językiem. Nie widzieli, że te dzieci wewnątrz
krzyczą: zabierzcie nas stąd! Potem znowu zostali zdani tylko na
siebie. Horror trwał. 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, bo
przecież nowy tata i nowa mama nie wychodzili do pracy. Byli cały
czas w domu podtrzymując wciąż atmosferę grozy. I wciąż krzyki,
bicie, maltretowanie... Za nic. Za to, że się bawiły, śmiały
się, czasem rozrabiały, po prostu były. Za to właśnie została
zabita Klaudia. Przez swoją nową mamę...
A teraz jest w tych
dzieciach olbrzymia pustka. Nie ma Kacperka, Klaudii, nie ma już Ich
Pięcioro. Wszyscy ich bardzo nie lubią. Tak ich nie lubią, że
mocno biją, nawet na śmierć. Nie mają prawa się bawić, śmiać,
jeść jak chcą, pluskać się w wannie. Nie mają swojego domu,
swoich łóżeczek, nie mają nawet już siebie.... "
Przypominamy, że dzieci zostały odebrane biologicznym rodzicom mieszkającym w Odargowie, w uwagi na ciężką sytuację materialną i pobyt ojca w zakładzie karnym.
Wasze uwagi, komentarze oraz listy w znaczący sposób tworzą ten Blog - tak więc zapraszamy do pisania.
straszne...ich biologiczne dziecko chodziło z moim do jednej klasy,teraz już nie chodzi...masakra tak blisko...
OdpowiedzUsuńchore!! Mam nadzieje ze oboje zgnija w wiezieniu! Ja mieszkam za granica i w Pucku bywam rzadko, wiec gdy uslyszalam o tym w telewizji to bylam w szoku, ze takie tragedie zdarzaja sie tak blisko nas... Znieczulica ludzi jest karygodna bo nie wierze ze nigdy nikt nie slyszal ani nie widzial co przezywaja te biedne dzieci... Nie ma odpowiedniej kary na cos takiego, bo dozywocie to zdecydowanie za malo!!!
OdpowiedzUsuńten list oddaje wszystko o czym myślę, dodać mogę tylko że też miałam synka Kacperka który miałby 3 latka, więć jak pomyślę... :(
OdpowiedzUsuńList napisany tak,jak ja czuję tą całą sytuacje.Życia tym dzieciom sie nie zwróci,ale proszę,aby pospadały stołki tam gdzie powinny spaść.Nie bądżmy obojetni na krzywde ludzką!
OdpowiedzUsuńZabrakło w tym smutnym liście chociażby wzmianki o biologicznych dzieciach.Znalazły się przecież w bardzo podobnej albo i jeszcze gorszej sytuacji. Będą musiały żyć z piętnem do końca życia, tułając się po kolejnych rodzinach zastępczych.Szkoda,że rodzice o tym nie myśleli.
OdpowiedzUsuńBrakuje choćby wzmianki o dzieciach biologicznych. One będą żyły z piętnem do końca życia. Może też trafią do rodziny zastępczej... List poruszający, sprawił że się popłakałam. Znam tę rodzinę, znam matkę, pamiętam ją ze szkoły. W sercu czuję ogromny żal, żal WSZYSTKICH dzieci, tych biologicznych również.
OdpowiedzUsuńTak jak pisze autor tego listu- musiały żyć w ogromnym strachu, i to jest najbardziej przerażające...
L.
List bardzo wymowny, ale kilka spraw jest niestety nieścisłych. Ja rozumiem język emocjonalny, ale Anna Cz. nie była - jak to się ją tu opisuje "nową mamą". Fundamentem rodzin zastępczych jest jasny układ, że opiekunowie są rodzicami (najczęściej są "ciocią", "wujkiem"). Tak samo horror tych dzieci nie trwał 24/7, jak to pisze autor. Horror trwał gdy zwyrodnialcy mieli kiepski humor, czyli (uwzględniając późniejsze życie w strachu) wydaje się że wystarczająco długo . Ale zostawmy te detale.
OdpowiedzUsuńKilka faktów. Wbrew temu co się początkowo mówiło, nie było żadnego wywiadu środowiskowego. Znam jednych z sąsiadów Cz. i wiem, że nikt nigdy o nic ich nie pytał. Wbrew temu co się mówiło, były zgłoszenia na straż miejską i policję. Może nie dotyczyły bezpośrednio aktów pobicia, ale powinny dać do myślenia. Nie dały. Było całe mnóstwo symptomów, które wprost ordynarnie zlekceważono. Autor listu ma rację, że domaga się ukarania szerokiego grona osób, ale ja się obawiam, że im szersze grono tym łatwiej rozmywa się ono. Obawiałem się, że skończy się tylko na szefowej PCRP, ale wydaje się że jednak nie.
Kto jest do odstrzału?
1. szefowa PCRP - bezwzględnie powinny być zarzuty prokuratorskie,
2. pracownicy Zespołu ds. Pieczy Zastępczej (kierowniczka + 3, w tym psycholog) chyba, ze dowiodą, że akurat w tej sprawie nie podejmowali działań, co będzie trudne z uwagi na liczbę rodzin zastępczych jaką mieli pod opieką.
3. asesor i odpowiedzialny prokurator (w TV już zapowiedzieli postępowanie dyscyplinarne, ale to chyba mało)
4. ci pracownicy szkoły, którzy nie zgłosili pobicia najstarszej córki Cz. na policję (wychowawczyni lub dyrektor?) - tłumaczenie, że prawnie nie musieli nijak ma się do odpowiedzialności moralnej - nie są od dawania szansy rodzicom , w sytuacji gdy dziecko ma ślady pobicia na twarzy.
5. a na koniec starosta powinien podać się do dymisji za brak nadzoru nad podległymi jednostkami organizacyjnymi. Oczywiście realnie nie da się trzymać wszystkiego pod lupą, ale trzeba chociaż próbować. Jeżeli udowodni, że zrobił wszystko co mógł to niech zostanie. Jeżeli nie to honor nakazywałby ustąpić. Pewnie tak się nie stanie, bo reprezentuje rządzącą partię, ale po tym poznaje się kaliber człowieka, jak potrafi zachować się w takiej sytuacji.
Ciekawym jest ile osób bezpośrednio zamieszanych w tą historię rzeczywiście zostanie ukaranych... Mowa oczywiście o pracownikach decyzyjnych PCPR, którzy wydali decyzję o przyznaniu tej rodzinie pięciorga dzieci. Czy nie lepszym rozwiązaniem dla dzieci i biologicznej matki byłoby wspomaganie jej podobną kwotą, jaką wspomagano rodzinę zastępczą Cz., i tym samym utrzymanie dzieci przy naturalnym rodzicu ? Absurd goni absurd, a tragedię przeżywają, lub nie..., ci którzy jak ryby, w tej kwestii głosu nie mają... Jak ma się to do wartości chrześcijańskich i kultu podstawowej komórki społecznej ? Te pytania są i będą nas wszystkich zastanawiały...
OdpowiedzUsuń